Śladami trylogii

Człowiek póty młody, póki się rusza, a starzeje się w bezczynności (…).
Henryk Sienkiewicz – Ogniem i mieczem.

Mości panowie! gdybym zaczął wszystko szczegółowie opowiadać, tedy i dziesięciu nocy by nie starczyło, a pewnie i miodu, bo stare gardło jak stary wóz smarować trzeba.
Henryk Sienkiewicz – Ogniem i mieczem

Stało się. Wyprawa na zachodnią Ukrainę śladami Trylogii Henryka Sienkiewicza za nami.

Pomysł naszego oddziałowego kolegi – gorzowskiego architekta Andrzeja Wójcika wyjazdu, a raczej wyjazdów tropami Wołodyjowskiego i jego kompanii spodobał się wszystkim od razu. Wymyśliliśmy, że spośród zaplanowanych destynacji (Litwa, Białoruś, Ukraina), na pierwszy ogień pójdzie kierunek ukraiński. Pomysłodawca poczuł od razu ciężar odpowiedzialności, bo, jak to bywa, w takich przypadkach został na starcie obarczony trudami organizacji wyprawy.

Wyruszyliśmy pociągiem, a ponieważ do wspólnego wyjazdu akces złożyli koledzy z różnych oddziałów i różnych miast Polski, grupa w miarę zbliżaniem się do wschodniej granicy rosła. Przesiadka w Przemyślu i wreszcie po kilkunastu godzinach dotarliśmy do Lwowa. Tam czekali już na nas koledzy, którzy do punktu zbornego docierali na własną rękę. I tak grupa 22 osób stanęła na progu naprawdę emocjonującej przygody.

Do obsługi wyprawy wynajęliśmy lokalne (lwowskie) biuro podróży. To był strzał w dziesiątkę, bo biuro stanęło na wysokości zadania. Po w zasadzie jednodniowym zwiedzaniu Lwowa, który okazał się miastem przepięknym, ale wymagającym poświęcenia mu nie dni, ale pewnie tygodni albo miesięcy, poganiani scenariuszem ruszyliśmy w głąb Ukrainy.

Przejazd do Rohatynia był sam w sobie przeżyciem, bo okazało się, że nawet główne drogi u naszych sąsiadów to tor z przeszkodami. Nasz autokar poruszał się z prędkością 20 km na godzię klucząc między dziurami w jezdni. No ale jak przygoda to na całego. W Rohatyniu zwiedzamy śliczną drewnianą cerkiew św. Ducha z XVII wiecznym ikonostasem i zderzamy się z ukraińską dramatyczną codziennością. Na centralnym placu trafiamy na wstrząsającą tablicę pamięci ze zdjęciami poległych mieszkańców Rohatynia w toczącej się wojnie w Donbasie. Potem okazuje się, że kolejne odwiedzane miasta mają swoich poległych bohaterów i swoje tablice pamięci. W Czerniowcach trafiamy nawet na uroczystości pogrzebowe dwóch zabitych żołnierzy i z całą grozą tego faktu uświadamiamy sobie, że w tym kraju jest wojna. A jednak obok toczy się normalne życie.

 

W Stanisławowie (obecnie Iwano-Frankiwsk) widać ślady polskości. W centrum historyczny ratusz z 1695 r. z kramami z 1871 r. czterokrotnie niszczony przez pożar, przebudowany w latach 1929–1932 w okresie II Rzeczpospolitej w stylu konstruktywistycznym. Kościół pw. Niepokalanego Poczęcia NMP i klasztor pojezuicki z lat 1753–1761, w stylu barokowym projektu Pawła Giżyckiego obecnie greckokatolicki Sobór Zmartwychwstania Chrystusa Jako ciekawostka – po zakończeniu budowy wskutek błędów konstrukcyjnych pierwotny kościół z lat 1720-29 rozebrano i zbudowano ponownie. W kościele koncert chóralny, na który włodarze świątyni usilnie nas zapraszają. Niestety pora ruszać w dalszą drogę. Noclegi dzięki staraniom wynajętego biura podróży schludne oraz w najlepszych jak na warunki miejscowe lokalizacjach i takież jedzenie.

Docieramy do Czerniowców. Niemal w każdej miejsowości nasz mówiący po polsku opiekun Lubomir ma umówionego jednego, a czasem kilku lokalnych profesjonalnych przewodników. Oni też wszyscy mówią po polsku. Czerniowce to duże miasto. Jego perłą w koronie jest uniwersytet. Placówka powstała na mocy dekretu cesarza Franiszka Józefa w 1875 roku. Zespół wpisany na listę światowego dziedzictwa UNESCO wzniesiono w stylu neoromańskim z motywami i formami architektury bizantyjskiej według projektu i pod kierownictwem czeskiego architekta J. Gławki. Oprowadza nas miła tamtejsza śpiewaczka, która w jednym z pomieszczeń o wyrafinownej akustyce brawurowo odśpiewuje operową arię. Innym przewodnikiem po mieście jest ukraiński polskojęzyczny profesor filologii francuskiej… Czujemy się dopieszczeni. Jest pięknie.

Nazajutrz przejazd do Chocimia. Wyobraźnia podpowowiada, że Pan Michał jest z nami. Besarabska twierdza stojąca na straży granic Rzeczypospolitej robi wrażenie. Spoglądamy przez glifowane okna strzelnicze – gdzieś daleko na horyzoncie majaczą obce hufce – ani chybi nawała turecka!… a może to tylko obłoki. Po zwiedzenie Twierdzy Chocimskiej, przejazd do Okopów Świętej Trójcy i dalej do Kamieńca Podolskiego.

Położone nad Smotryczem miasto Wołodyjowskiego było naszym kolejnym przystankiem. Tutaj też sentymenty. Naszego przewodnika Pana Stanisława Nagórniaka spotykamy w Katedrze Świętych Apostołów Piotra i Pawła. Jest tam organistą i prowadzi chór, a jednocześnie jest działaczem polonijnym i przewodnikiem po Kresach. Okazuje się być cudownym, dowcipnym gawędziarzem – wszyscy słuchamy z uśmiechem i uwagą. W Kamieńcu organizujemy uroczystą kolację. Honorowymi gośćmi są Państwo Nagórniakowie. Jest okazja, aby powspominać i spróbować lokalnych przysmaków. Wzięcie mają „borszcz”, „warienniki z bebeszkami” (pierogi z podrobami) i „kartopliani mlincy” (placki ziemniaczane). Po lokalu przechadza się kozak z szablą i osełedcem. Prawdziwy.

Od rana zwiedzamy twierdzę kamieniecką. Historyczny pan Wołodyjowski podobno naprawdę tu zginął w wyniku wysadzenia zamku po poddaniu go Turkom. Niepotrzebnie go poddawali, bo twierdza wygląda na nie do zdobycia. Opuszczamy Kamieniec i… jedziemy popływać. Naszym kolejnym punktem wyprawy jest rejs po Dniestrze. Okazuje się, że żeby popływać, trzeba się nachodzić. Dotarcie do statku to długa wyprawa po stromych zboczach głębokiego jaru. Po drodze bujna przyroda i jaskinie w których meszkali mnisi. Robi się tajemniczo. Trochę psuje się pogoda i robi się zimno, ale na statku wesoło, bo załoga zaopatruje nas w lokalne trunki, chleb, słoninę i cebulę. Czego więcej trzeba do dobrej zabawy. Rozpoczynają się tańce. Szkoda, że rejs trwa tak krótko.

 

Wracamy do Kamieńca. Rano przejazd do Skały Podolskiej i Czortkowa, a następnie do Zbaraża. Tutaj zderzamy się z lokalną sztuką rekonstrukcji zabytków. Wyczuwa się, że nawet tutejsi przewodnicy mają mieszane uczucia co do sposobu obchodzenia się z zabytkami. Cóż, każdy sobie rzepkę skrobie.

Docieramy do Krzemieńca. Rodzinne miasto Juliusza Słówackiego zaczynamy zwiedzać z lotu ptaka, wjeżdżając na wzgórze, na którym zachowały się ruiny zamku Królowej Bony. Nocleg w hotelu Kalina i wystawne śniadanie, pozwalają nam zebrać siły na dalsze zwiedzanie. Odwiedzamy dom muzeum Juliusza Słowackiego. Oglądamy mnóstwo pamiątek i poznajemy ciekawostki z życia poety. Spacer po mieście i trzeba ruszać w dalszą drogę.

Na szlaku Olesko jedna z najstarszych osad na tym terenie i stary gród książąt halicko-wołyńskich. W Olesku urodził się król Jan III Sobieski w czasach gdy gospodarzami byli tutaj Sobiescy, chociaż wcześniej i później zamek przechodził przez wiele rąk magnackich dawnej Polski. W warowni można zobaczyć wiele pamiątek po naszym władcy, zwycięzcy spod Wiednia.

Mamy przed sobą długą drogę, więc malowniczo położony zamek w Podhorcach zwiedzamy tylko z zewnątrz i udajemy się do Ławry Poczajowskiej. To taka prawosławna Częstochowa. Pełna nazwa klasztoru to ławra Zaśnięcia Matki Bożej w Poczajowie. Podlega jurysdykcji Ukraińskiego Kościoła Prawosławnego Patriarchatu Moskiewskiego, co budzi silne emocje wśród ukraińskich prawosłwnych uznających Patriarchat Konstantynopolitański. Nasz przewodnik Lubomir nie chciał nawet wejść na teren sanktuarium, więc zwiedzaliśmy przebogaty przybytek sami. W cerkwi odbywało się nabożeństwo z udziałem chóru starocerkiewnego. Wrażenie niezapomniane.

Po odwiedzeniu ławry pozostał nam już ostatni etap podróży, czyli powrót do Lwowa. Niezbyt późna godzina powrotu pozwoliła nam jeszcze zażyć nieco nocnego lwowskiego życia i po krótkim wypoczynku ruszyliśmy o poranku w drogę powrotną do domów. Czołem Panie Michale, czołem mości Zagłobo. Wyprawa na medal. Kto nie był – niech żałuje.

 

 

Dariusz Górny
Prezes Oddziału
SARP
Gorzów Wlkp.

Zdjęcia autorstwa Dariusz Górny

(Visited 106 times, 1 visits today)
Поділитись з друзямиEmail this to someone
email
Share on Facebook
Facebook
Tweet about this on Twitter
Twitter
Share on LinkedIn
Linkedin
Pin on Pinterest
Pinterest




Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *